„Mężowie i żony”, żony i mężowie
Po raz kolejny Woody Allen udowadnia fakt, że jest naprawdę dobrym reżyserem. Jednak to nie wszystko. Jest też niezwykłym obserwatorem, który zauważa drobne szczegóły. W tym wypadku pozornie niedostrzegalne sygnały świadczące o rozpoczynającym się kryzysie związku.
Ten film przepełnia inteligentny bełkot na temat smutnego, płytkiego życia, które wiodą bohaterowie. To szczery obraz współczesnej pogoni za modą, młodością i szczęściem. Ten chwilami zbyt szczery obraz małżeństwa może wrażliwych widzów nieco przygnębić, jednak zdecydowanie nie jest on wyimaginowany. Zarówno kilkanaście lat temu, jak i teraz, wiele par rozchodzi się z niewyjaśnionych, niezrozumiałych nawet dla nich powodów. Brak problemów z rozpoczęciem kolejnego związku czy wdania się w romans przeraża ludzi starszej dekady. Obecnie na wiele rzeczy społeczeństwo godzi się albo przymyka oczy. Widać to w postępowaniu bohaterów drugoplanowych, którzy mimo kilku prób działania, ostatecznie godzą się z nowym spojrzeniem na życie swoich partnerów. W tych rolach: Mia Farrow, Lysette Anthony, Sydney Pollack i Judy Davis.
Woody Allen podaje na tacy te wszystkie (i wiele innych) mądrych refleksji. Trzeba jedynie zagłębić się w tematykę filmu i zauważyć, że pozornie prosta komedia ma drugie, mroczne dno.