Tabletka najlepsza na wszystko
Wstałam rano i wyciągnęłam z szafki tabletkę (tę co dodaje energii i zawiera kompleks witamin). Wychodzę do pracy bez śniadania, w końcu się śpieszę.
Dopiero w biurze coś jem, ale też się śpieszę. Muszę stawić czoła awarii systemu i zdenerwowanym klientom. Wyciągam z torebki opakowanie tabletek. Zawsze mam je przy sobie od czasu gdy nie mogłam uporać się ze śmiercią naszego psa Reksia. Tabletki szczęścia, jak je nazywam, zawsze pomagają mi w sytuacjach stresowych. Dorzucam do tego jeszcze magnez i witaminę B6, żeby drgająca, od dużej ilości kawy, powieka nie sprawiła że jakiemuś facetowi wyda się, że go podrywam.
Nie uprawiam sportu, bo wtedy musiałabym łykać coś jeszcze na stawy. Dzieciom codziennie daję preparaty witaminowe i coś na wzmocnienie odporności w okresie zwiększonej zachorowalności na przeziębienie i grypę. Dzięki temu są zdrowe, a ja nie muszę ich faszerować antybiotykami. Jak mam ochotę na miłosne uniesienia przynoszę mężowi niebieską tabletkę. Seks bez tego? Bez porównania słaby i nudny. Po tabletce mąż jest jak młody bóg i nie muszę szukać młodszego kochanka. Później mogę go uspokoić odpowiednim preparatem na sen.
Dziwnym trafem moja apteczka jest bardziej wypełniona niż lodówka. Czuję się dobrze. Czasem trochę boli mnie wątroba, ale dopiero od niedawna przyjmuję preparat wspomagający jej funkcjonowanie.