Sprawiedliwa minister
Podpis minister sportu i turystyki Joanny Muchy pod rozporządzeniem zrównującym nagrody dla medalistów igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich oprócz wymiaru niezwykle pragmatycznego ma też symboliczny. Bo w końcu na to, co pełnosprawni koledzy mieli od razu, paraolimpijczycy musieli zapracować.
Polski bilans medalowy olimpiady w Londynie nie zachwycił; dziesięć z trudem wywalczonych medali, z czego ponad połowa brązowych. Zawodnicy późniejszej paraolimpiady stawali na podium prawie cztery razy częściej – 36 razy, a Mazurka Dąbrowskiego słyszeli czternastokrotnie. My niestety nie słyszeliśmy, bo TVP nie zdecydowało się na transmisję igrzysk, czego później żałowało. A pani minister Mucha również pożałowała, tylko paraolimpijczyków. Doszła do wniosku, że jawną niesprawiedliwością są niższe stawki nagród medalowych dla reprezentantów Polski, co więcej, reprezentantów, którzy radzą sobie cztery razy lepiej. Tymczasem wysokość każdej z trzech medalowych nagród była – wobec stawek zawodników pełnosprawnych – obniżona o… czterokrotność podstawy, obecnie wynoszącej 2300 zł. Ironia tragiczna? Na szczęście zażegnana. Obecnie wyróżnienia są identyczne: czternastokrotność podstawy dla zdobywcy złota, dziesięciokrotność – dla srebrnego medalisty i ośmiokrotność – za brąz. Niestety, tegoroczni paraolimpijczycy nie podlegają nowym przepisom – ich wynagrodzenia są odpowiednio niższe. Państwo dba o ich hart ducha lepiej niż najsurowszy trener.