Syria: naloty zbierają krwawe żniwo
Długie na ile się da – żeby pomieścić więcej ludzi, niezbyt głębokie – bo brak sił i czasu na kopanie, nieoznakowane nazwiskami – bo gdyby każda ofiara miała swoją płytę, przedmieścia przypominałyby niekończący się labirynt. Takie są zbiorowe groby pomordowanych przez siły rządowe Baszara al-Assada w Syrii.
Naloty połączone z ostrzałem artyleryjskim zabiły – tylko w poniedziałek – ponad sto osób. Z kolei, jak podaje opozycja, sobotnia egzekucja oddziałów wiernych Assadowi pozbawiła życia dwustu mieszkańców Damaszku. Wojna domowa nie odróżnia żołnierza od cywila; w synagogach leżą obok siebie ciała mężczyzn, kobiet i dzieci. Prezydent okrutnie mści się na mieszkańcach terenów, na których poniósł choćby najmniejszą klęskę – w ten sposób ucierpiała jedna z dzielnic Damaszku, Dżobar, gdzie rebeliantom udało się w poniedziałek zestrzelić śmigłowiec sił reżimowych.
Londyn, Paryż i Waszyngton prowadzą niekończące się rozmowy telefoniczne – na temat wysoce niedopuszczalnego zachowania prezydenta Syrii, konieczności wysłania pomocy humanitarnej, a nawet wsparcia syryjskiej opozycji, która od siedemnastu miesięcy samotnie walczy z reżimem. Wymiernych efektów – brak. Przy tradycyjnym, wiele mówiącym milczeniu ONZ, giną kolejni ludzie.