Sagan pisze historię pośród kraks i krwi
Ostatnio pisaliśmy o tym, jakim objawieniem jest młodziutki Słowak – Peter Sagan. Ale to już nie jest objawienie. Dziś wygrał swój trzeci etap Tour de France, stając się wielkim kolarzem. Przypomnijmy, Sagan jedzie swój pierwszy Tour i ma nieco ponad 22 lata. Nie można mieć co do tego wątpliwości – wschodzi wielka kolarska gwiazda.
Dzisiejszy etap miał rozegrać się według standardowego scenariusza – ucieczka, łapanie jej i sprint z grupy. Stało się jednak inaczej. Po serii wypadków i nerwowych pogoni, finisz z małego peletonu zwyciężył, nieco niespodziewanie, właśnie Sagan.
Jeżeli ktoś uważa, że kolarstwo to bezpieczny sport, to powinien obejrzeć zdjęcia z dzisiejszej mety. Tyle kraks na jednym etapie to naprawdę rzadkość. W sumie wycofało się już około 10 zawodników, a kilku ciągle nie jest pewnych dalszego startu.
Wypadki zaczęły się od samego początku i dotknęły najbardziej faworytów, którzy w końcowym rozrachunku stracili od 2 do 13 minut. Prawdziwy dramat przeżyła ekipa Garmin-Sharp, której liderzy zostali dziś przez kraksy dosłownie zmasakrowani – jeden musiał się wycofać, drugi rozwalił kolano i stracił pół koszulki, a dwaj inni kilkukrotnie szorowali po asfalcie. To i tak nic, bo do najpoważniejszych obrażeń należą złamane żebra i przebite płuca, a niektórzy zawodnicy wyglądają, jakby właśnie wrócili z frontu ciężkich walk.
Zwycięstwo Sagana pokazuje, że mimo bardzo młodego wieku stał się już kolarzem potrafiącym radzić sobie w niesprzyjających warunkach. Dziś miał sporo szczęścia, ale na ostatnich metrach wykazał się siłą i umiejętnościami wykraczającymi znacząco poza wszelki standardy. Jego debiut jest imponujący, a pamiętajmy, że jeszcze sporo przed nami.
W tej atmosferze nerwowości i upadków spokój zachowują dwaj główni faworyci – Cadel Evans i Bradley Wiggins. Obaj pilnowani są przez swoje drużyny i jak na razie udaje im się wychodzić obronną ręką z ciężkich sytuacji. Czasu nie tracą także Vincezno Nibali, Denis Mieńszow i Jurgen Van Den Broeck.
Jutro pierwszy górski etap, zakończony podjazdem o wdzięcznej nazwie „Wzniesienie pięknych dziewczyn”. Chociaż, jak mówi lider, Fabian Cancellara, będzie to bardziej „Wzniesienie bolących nóg”.