Religijny kicz
Gdzie kończą się granice? Czy sprzedać można wszystko, pod szyldem religijnych pamiątek? Czy prawdziwemu katolikowi jest potrzebny do szczęścia otwieracz do piwa z papieżem, czy dezodorant z Matką Boską?
Współczesny rynek konsumencki oferuje niemal wszystko na co mamy ochotę. Półki uginają się pod ciężarem pamiątek niewiadomego pochodzenia, ale czy zalewający rynek – religijny kicz nie obraża naszych uczuć. Czy pod „szyldem świętości” sprzedać można to, czego dusza zapragnie? I jaki jest tego cel? Czy chodzi tylko o łatwy zysk, czy przyświeca temu wyższy cel?
Zegar odmierzający czas w rytmie „ostatniej wieczerzy”, ciasteczka z białej czekolady z wygrawerowanym Jezusem, które można kupić na wagę – brakuje tylko napisu „schrup mnie!”, popielniczka z wizerunkiem Jana Pawła II – wyjątkowy prezent dla nałogowego palacza, lampki choinkowe zmieniające kolory z wizerunkiem Maryi – nie ma to jak choinka ze świecącą Matką Boską, dmuchane balony z krzyżem – istny kolorowy odlot i koszulki z Jezusem – jak się ubrać modnie i wygodnie to tylko z Jezusem.
Czy dla was to nie za wiele, czy nie przekraczamy granic absurdu. Wiadomo, że znajdą się odbiorcy, takich produktów, no właśnie, ale czy dla symbolicznych pięciu złotych można tak szastać wizerunkiem świętych byle tylko zarobić.
Niedawno otwarto u nas sex shop dla katolików. Można tam kupić chrześcijańskie zabawki dla dorosłych specjalnie opatrzone cytatami z biblii. No tak nie ma to jak żel do erotycznego masażu opatrzony cytatem „Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy! Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty! Cieszyć się będziemy i weselić tobą…” – w końcu seks jest boski…