Somalia – kraj bez państwa za to z komórką
Mieszkańcy autonomicznej części państwa ze stolicą w Putlandu obracają głównie pieniędzmi bezgotówkowo-płacą głównie za pomocą telefonu komórkowego.
System nazywa się Sahal i obsługuje go lokalny monopolista telekomunikacyjny firma Golis, powiązana z rodziną prezydenta. Golis jest tani, rozmowa międzynarodowa kosztuje kilka centów za minutę i ma imponujący zasięg i nawet na środku pustyni można porozmawiać przez komórkę. Golis jest też bankiem. Pieniądze gotówkę w dolarach – wpłaca się na swoje konto w systemie Sahal w biurze, a potem za pomocą prostego menu w telefonie można przelać je za darmo na cudze konto. Wystarczy potwierdzić transakcję kodem PIN, a za chwilę przychodzi SMS-em potwierdzenie. Rozliczenia prowadzone są w amerykańskich dolarach. W sklepach, restauracjach i właściwie wszystkich miejscach, w których płaci się za coś – wiszą numery Sahalu. Kenijczycy mają bardzo podobny system M-Pesa, który działa na podobnych zasadach i był jednym z pierwszych na kontynencie. Kenijczycy mają jednak gotówkę, a Somalijczycy nie mają – i większość transakcji przynajmniej w miastach odbywa się w tym systemie. Z Warszawy jest możliwe przesyłanie pieniędzy z banku do Somalii, ale odbywa się to drogą okrężną przez Londyn i Dżibuti – trwa to tydzień. Równocześnie jednak nie ma podstawowej infrastruktury takiej jak drogi, czy sieć elektryczna, często nie ma wody i murowanych domów. Komórki ładuje się bateriami słonecznymi zawieszonymi na dachach lepianek. Laptopy i komputery stoją na stołach z nieporadnie zbitych z desek.
Dzisiejszej Somalii bezsprzecznie potrzebny jest rozwój gospodarczy.