„Na fejsie z moim synem” – recenzja książki Janusza Leona Wiśniewskiego.
„Na fejsie z moim synem” to pewnego rodzaju spowiedź, rozliczenie i szczera rozmowa syna z nie żyjącą już matką. Czy autor Janusz Leon Wiśniewski znów zaskoczył?
Trudno mówić o tej książce mając w pamięci poprzednie dzieła autora, ta w porównaniu z innymi pozycjami autorstwa Wiśniewskiego jest nieco inna. Jak już pisałam jest to rozmowa matki z synem, która rozpoczyna się od urodzin Hitlera w piekle. W piekle, bo również w piekle znajduje się matka autora. Dwukrotna rozwódka, matka dwóch nieślubnych dzieci, niezbyt pobożna. Książka jest monologiem, napisanym w stylu podobnym do stylu pisania Masłowskiej. Cała powieść napisana jest na pierwszy rzut oka w sposób nieskładny i niepoprawny gramatycznie, jednak tak tylko może się wydawać. Wiśniewski w swojej powieści często stosuje szyk przestawny, co dodatkowo urozmaica język, którym posługuje się Irena Wiśniewska opisując czasami zbyt długie i monotonne wywody na różnorodne tematy. Matka postanowiła napisać szczery list do swego ukochanego najmłodszego syna, by opowiedzieć i wyjaśnić mu wszystkie te rzeczy, o których nie zdążyła mu powiedzieć za życia. Podczas czytania książki „Na fejsie z moim synem” miałam nieodparte wrażenie, że dla autora ta książka jest niczym innym jak możliwością wyrzucenia z siebie wszelkich bolączek, złośliwości, i niechęci dotyczących innych narodowości, ludzi, a także mnóstwo mądrych rad na temat kobiet, ich hormonów i okresów w życiu. Jednak możemy przeczytać w niej kilka słów krytyki o samym autorze. Pisze o sobie, że jest mały, gruby i dużo pali, sam przyznaje, że w wielu sprawach jest do niczego. W zasadzie to tyle na temat książki, kilka szczerych słów, kilka słów samokrytyki tak ze strony matki jak i autora, sporo przekleństw i różnorodnych opinii na temat różnych narodowości, kobiet i mężczyzn. Książka godna polecenia tym, którzy zafascynowani są stylem książek, Doroty Masłowskiej.
Paulino – bardzo dobra recenzja 🙂