Chemia śmierci – recenzja książki Simona Becketta
Z całą stanowczością uwielbiam kryminały, thrillery i powieści o antropologach sądowych. Nie ma nic lepszego niż dreszczyk emocji przed zaśnięciem i nurtujące pytanie: co będzie dalej? „Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci.[…] Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka.”
Chemię śmierci Simona Becketta pożyczyłam od bliskiej mi osoby, która po przeczytaniu nie mówiła o niczym innym, tylko o niej. Stwierdziłam, a co mi tam, przeczytam – i nie zawiodłam się. Książka z calą stanowczością nie jest dla osób o słabych nerwach, które nie lubią czytać o zwłokach, krwi i wszelkiego rodzaju robactwie. Od pierwszych stron książka uzależnia i nie można się z nią rozstać.
Powieść opowiada historię antropologa sądowego Davida Huntera, który przenosi się do małej miejscowość Manham w Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczyna pracę miejscowego lekarza. Jak każdy człowiek ma swoją przeszłość, problemy i tajemnice. Jedną z nich jest strata ukochanej żony i córki. Głównego bohatera polubiłam od razu, daje on nam się poznać jako człowiek tajemniczy i niedostępny i wrażliwy, który nie zdaje sobie sprawy ze swojej atrakcyjności, jednak, kiedy trzeba jest stanowczy i potrafi walczyć o osoby, na których mu zależy.
Pewnego dnia w dotąd spokojnym i cichym miasteczku pojawia się informacja o brutalnym morderstwie młodej kobiety – wspomnienia, o których starał się zapomnieć Hunter wracają. Niestety, albo i stety na jednym morderstwie się nie kończy, każde kolejne jest brutalniejsze, bardziej perfekcyjne a zarazem skomplikowane.
Styl jest dobry, oddaje nie tylko klimat miejsca zbrodni, prosektorium, widoku rozkładającego się ciała czy uczestniczących w tym procesie makro i mikro organizmów, ale również charakterystykę wiejskiej mentalności. Do tego opisy są bardzo dokładne, dzięki czemu wszystko widzimy oczyma wyobraźni. To, co możemy znaleźć w Chemii śmierci to miłość, zbrodnię, dobro czy zło, a także różne charaktery. Byłabym niesprawiedliwa gdybym nie napisała o jeszcze jednym bohaterze – mordercy. Mimo tego, jaką pełnił funkcje w powieści był także moim ulubionym bohaterem. Beckett genialnie dobrał charakter do tej postaci – bezlitosnej, okrutnej, żadnej władzy, pragnącej bólu niewinnych kobiet napawającego się ich widokiem.
Zakończenie książki było równie zaskakujące jak ona cala, autor najlepsze i najciekawsze zostawił na sam koniec. Nawet w epilogu autor mnie zaskoczył, sprawił tylko, że jeszcze bardziej nie mogłam doczekać się drugiej części powieści. Po stokroć wszystkim polecam!