Wiedza, która sprawia ból – recenzja filmu „W ciemności”
Wypadałoby zacząć od stwierdzenia, że filmów o wojnie powstało już wiele. Niektórzy mówią, że za dużo, że temat się wyczerpał i że trzeba w końcu przestać wracać do przeszłości i z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Nie zmienia to faktu, iż co jakiś czas pojawia się film, który diametralnie zmienia nasz punkt widzenia.
Przyznajemy wtedy, po cichu albo zupełnie głośno, że tematyka wojenna jest potrzebna w kinie, mimo że zazwyczaj zostawia widza wstrząśniętego i pełnego niepokoju. Okazuje się bowiem, że filmy z wojną w tle wciąż potrafią zaboleć. Niby posiadamy wiedzę, która jednoznacznie określa, co oznaczało życie w tamtych czasach. Jednak wiedza historyczna, to nie to samo, co doświadczenie pojedynczego człowieka. Im zaś lepszy film, tym mocniejsze wrażenie. Trudno właściwie nazwać to, co zostaje w człowieku po takim filmie. Na własny użytek określiłabym to pewną zadrą, nieznośnym bólem, który tkwi w człowieku jeszcze długo po wygaśnięciu ekranów kinowych.
Piszę o tym w związku z dwoma filmami, które od niedawna można zobaczyć w kinie. Mowa o „Róży” Wojtka Smarzowskiego i „W ciemności” Agnieszki Holland. Nie warto dokonywać porównań między tymi obrazami, szukać podobieństw i różnic. Są to na pewno dzieła wartościowe, świetnie wyreżyserowane, bardzo dobrze zagrane. Jednak siła ich przekazu polega na czymś innym – na pokazaniu doświadczeń człowieka w określonym, zaznaczmy niełatwym, momencie historycznym. Leopold Socha, bohater „W ciemności”, nie jest krystalicznie czystą postacią. Przechodzi przemianę, która pozwoli mu ocalić grupę Żydów, którzy przez ponad rok ukrywali się w lwowskich kanałach. Widz nie patrzy na Sochę jak na odrealnionego bohatera. Socha jest tak samo prawdziwy jak czasy, w których przyszło mu żyć. Podobnie zresztą jak Róża i Tadeusz – bohaterowie filmu Smarzowskiego. Jeśli istnieje jakaś maksymalna granica pokazania brutalności doświadczenia, to reżyser zdecydowanie do niej dotarł. Wojna się skończyła, ale dla dwójki głównych bohaterów stan ciągłego zagrożenia, strachu, niepokoju i potwornego wręcz bólu trwa nadal. Trudno cokolwiek napisać o „Róży”. To jeden z tych filmów, o którym nie powinno się mówić, tylko obejrzeć . To taki film, w którym dialogi ograniczono na rzecz doświadczania. Widz chcąc czy nie staje się uczestnikiem wydarzeń. Obserwuje serię potwornych wynaturzeń, na które skazani zostali główni bohaterowie i odczuwa to samo, co oni. „Róża” to film (i nie waham się tego napisać), który sprawia fizyczny ból. To doświadczenie, które zakorzenia się w człowieku i nie pozwala mu zostać obojętnym. Zmusza do refleksji i paradoksalnie do zastanowienia się nad własnym życie.
„W ciemności” i „Róża” to filmy, które trzeba zobaczyć. Fabuła nie jest śmieszna, aktorzy nie są ładni i młodzi, ale ogromna prawdziwość, jaka uderza widza sprawia, że nie można zostać obojętnym. Można nie chcieć wiedzieć i nie chcieć doświadczać, bo nie jest to łatwe i przyjemne, trzeba zmierzyć się z wiedzą, która nie zawsze może nam się podobać.
Obejrzenie tych filmów spowoduje, ze przez jakiś czas będzie towarzyszył nam pewien dyskomfort. A jednak warto. Wszak prawdziwe doświadczenie, nawet to najboleśniejsze definiuje nasze człowieczeństwo.